Zamknij

Bycie ratownikiem w naszym kraju to nie zawód, to stan umysłu. Ratownicy pracują w ciężkich warunkach i za niskie stawki [WYWIAD]

12:30, 12.12.2017 J.B.
Skomentuj Prezes WOPR Sławomir Mularski, fot. archiwum ddwloclawek.pl Prezes WOPR Sławomir Mularski, fot. archiwum ddwloclawek.pl

"Nad jeziorami bardzo często zdarza się, że przypływa ktoś z drugiej strony jeziora na pontonie, który kupił w Tesco. Dziadek z piątką wnuczków, wszyscy oczywiście ubrani w dżinsy. Zadajemy mu pytanie, które dziecko by wybrał, żeby je uratować - bo jeżeli na środku jeziora coś się stanie, nie będzie w stanie uratować wszystkich dzieci" - o pracy ratowników na włocławskich kąpieliskach, nieodpowiedzialnych opiekunach, działalności włocławskiego WOPR i przetargach, w których rządzi najniższa cena, rozmawiamy ze Sławomirem Mularskim, prezesem Włocławskiego WOPR.

DDWłocławek: Prezesem włocławskiego WOPR jesteś od 2016 roku, wcześniej przez 12 lat byłeś członkiem zarządu tej organizacji. Skąd pomysł na taką działalność?

Sławomir Mularski: W młodości przez 8 lat trenowałem lekkoatletykę. Gdy skończyłem karierę i czas było iść do pracy, to jednym z pomysłów, który mi zawsze imponował, było wykonywanie zawodu ratownika. Wyszkoliłem się w tym zawodzie, oczywiście w WOPR, wtedy nie było alternatywy. Na tyle mnie to wciągnęło, że sama praca nie do końca dawała mi satysfakcję, chciałem zrobić coś na rzecz ogółu. WOPR dawał różne możliwości: pływania na łodziach motorowych, przebywania w wyspecjalizowanej grupie ratowników, doskonalenie umiejętności i nowe szkolenia. To przyciągało.

Jednak aktywnością, w której naprawdę się odnajduję, jest nurkowanie, które wykonuję już bardzo długo. Ta moja działalność, choć prywatna, jest mocno powiązana z działalnością WOPR-u. Płynięcie do akcji, poszukiwanie, wydobywanie – to wszystko współgra ze sobą.

A inne hobby, czyli twoja działalność związana z poszukiwaniem wraków, o której też jest głośno?

Moim najważniejszym hobby od dwóch lat jest wychowywanie dziecka (śmiech) A nurkowanie jest taką dziedziną, gdzie każdy może znaleźć coś dla siebie. Jedni pasjonują się fotografią podwodną, inni nurkowaniem głębokim, jeszcze inni podziwiają florę i faunę. Natomiast mnie akurat najbardziej pociąga archeologia podwodna i odkrywanie historii czegoś, co leży pod wodą.

Cieszy mnie, że łączę pracę z pasją, ponieważ nurkowanie daje mi możliwość zarabiania pieniędzy jako nurek zawodowy jak i szkolenia nurków rekreacyjnych. Tak samo traktuję jako hobby bycie z zarządzie WOPRu, ponieważ nie wiąże się to z żadną gratyfikacją. W WOPR jest zresztą rzesza ludzi, którzy pracują społecznie, bo chcą coś zrobić. Zarząd średnio raz na 5, 10 lat się zmienia i każdy chce pozostawić coś po sobie w WOPR. Robimy to tak naprawdę dla młodzieży, która jest chętna, ambitna, i oderwała się od komputera więc czemu im nie umożliwić działania.

Ratownictwo, nurkowanie, poszukiwanie wraków. Dzisiaj, zanim się spotkaliśmy, pracowałeś na tamie. Do tego najnowsze hobby, czyli wychowywanie dziecka. Kiedy na to wszystko znajdujesz czas?

No i tu jest właśnie największy problem (śmiech) Niestety brakuje czasu, trzeba mieć tolerancyjną rodzinę, żeby to wszystko robić. Muszę pracować zawodowo, żeby utrzymać rodzinę, natomiast jeżeli chodzi o pozostałe działalności – nurkowanie rekreacyjne, zajmowanie się WOPR-em – zajmuje to bardzo dużo czasu, kosztem odpoczynku.

[ZT]17632[/ZT]

W WOPR wszystko musisz nadzorować osobiście?

Nie, udało nam się zbudować zespół ludzi, do którego mam zaufanie. To są ludzie, którzy tak jak ja lubią wyzwania i nie boją się ciężkiej pracy. Gdyby nie było zespołu, nie byłoby WOPR-u. Nie ma możliwości, by był tylko prezes, który dyryguje – nie mam 50 osób zatrudnionych na etacie i pieniędzy, które płyną nam z góry – my to wszystko musimy pozyskać, żebyśmy mogli sfinansować tę całą działalność.

Jesteście dużą organizacją?

Włocławski WOPR ma dość mocno rozbudowaną strukturę. Nasza jednostka składa się z pięciu drużyn, w roku 2017 składki zapłaciło 120 osób. Posiadamy 6 łodzi motorowodnych, skuter z platformą ratowniczą, posiadamy dwa duże statki i w perspektywie jest zakup nowej łodzi kabinowej. Naszych ratowników wyposażmy systematycznie w pełny sprzęt, czyli w sztormiaki, suche skafandry, w kamizelki ratownicze, koła ratownicze, bojki itp. Jesteśmy dość mocno rozbudowaną jednostką, jeżeli by popatrzeć nawet na województwo kujawsko-pomorskie, to dysponujemy największym zapleczem sprzętowym. W województwie kujawsko-pomorskim jest 7 podmiotów, które mają uprawnienia do wykonywania ratownictwa wodnego. Natomiast są jednostki typu Ciechocinek, Radziejów, które nie były w stanie wykazać się odpowiednią ilością ratowników i sprzętu, żeby uzyskać pozwolenie z MSWiA. Poza tym Włocławek od zawsze miał bogate tradycje i dość mocno aktywnych członków zarządu.

Oni wszyscy działają społecznie?

Tak, zarząd działa społecznie.

Ale zarabiacie na swojej działalności?

WOPR nie jest nastawiony na zysk, choć również – tak jak pozostałe organizacje – starujemy w przetargach. Finansowaniem danej jednostki musi zajmować się sama jednostka i my pozyskujemy te pieniądze z zewnątrz – mogą to być pieniądze od sponsorów, darowizny, w sezonie letnim wspiera nas Urząd Wojewódzki w Bydgoszczy oraz Urząd Marszałkowski w Toruniu. Ponadto startujemy w przetargach, ale - jak wiadomo - w przetargach decyduje najniższa cena.

Udaje się wam wygrywać przetargi?

Tak, ale o wygranej - jak już mówiłem - decyduje najniższa cena. Wygrywając przetarg chcielibyśmy dobrze wynagradzać naszych pracowników, jak również żeby zostawało coś w WOPR. Posiadamy stałe koszty opłata siedziby, opłaty stanic, remonty i serwisy łodzi motorowych, zakup paliwa, wymiana i zakup nowego sprzętu, opłata z tytułu usługi księgowości, ubezpieczenia łodzi, przyczep podłodziowych, samochodów itp. Więc jeżeli najważniejszym kryterium w przetargu jest najniższa cena, to zastanawiamy się, czy warto brać na siebie odpowiedzialność, skoro nie ma z tego zysku.

My dajemy pracę ratownikom, którzy mają bardzo odpowiedzialną pracę, bo od nich zależy życie ludzkie. Pracują w trudnych warunkach: wysoka temperatura powietrza (36 stopni), hałas, często agresywni i wulgarnie zachowujący się klienci. Gdy się przychodzi się na basen na 2 godziny, to się tego tak nie odczuwa.

Tylko najniższa cena? Przecież teraz prawo wymaga też innych kryteriów.

Dodatkowo kryterium jest termin płatności, tzn. kto da najdłuższy termin płatności. Wychodzi na to, że musimy dać najniższą cenę plus jeszcze co najmniej 30-dniowy termin płatności. Czy to jest wymierne kryterium? Dla nas jest to kryterium niekorzystne. Bo my wykonujemy usługę przez miesiąc, pensje trzeba pracownikom wypłacić na bieżąco, a pieniądze przychodzą po miesiącu od zakończenia usługi w poprzednim miesiącu.

I do tego niemające żadnego związku z tym, co oferujcie. Czy sensownym kryterium byłaby liczba wyszkolonych ratowników albo dodatkowy sprzęt wykorzystywany w pracy?

Dokładnie. Liczba wyszkolonych ratowników byłaby dobrym miernikiem – jest wiele takich przetargów, które firmy wygrywają, a potem w ciągu roku trzeba rozwiązać z nimi kontrakt, bo nie mają tyle wyszkolonej kadry, żeby byli w stanie zabezpieczyć dany akwen. I wtedy dopiero jest problem ze zmianą firmy, bo przychodzi nowa firma, której trzeba więcej zapłacić.

Pojawiają się w ogóle takie merytoryczne kryteria w przetargach? Czy rządzi najniższa cena?

Rządzi najniższa cena. Są dodatkowe kryteria, ale niewspółmierne do tego, co ma być wykonywane. Czyli one są wskazywane, bo prawo zamówień publicznych ich wymaga, ale nie mają większego znaczenia.

Prawo zamówień publicznych pozwala zarządcy obszaru wodnego odstąpić od ogłaszania przetargu na ratownictwo wodne, gdy na danym terenie funkcjonuje podmiot wykonujący ratownictwo wodne. Czemu zarządcy z tego nie korzystają – nie wiadomo. Dla wielu wygodniej jest ogłosić przetarg, bo wiadomo, że wtedy się oszczędza. Startuje kilka podmiotów, które dają najniższe ceny. I później wygrywa podmiot, który zarejestrowany jest we Wrocławiu lub w Kaliszu, a nie stowarzyszenie działające na rzecz mieszkańców Włocławka. Jako Włocławski WOPR wyszkoliliśmy w ciągu ostatnich kilku lat za darmo około 100 ratowników i te podmioty korzystają z naszych ratowników, bo swoich tu nie przywożą. Tak więc dają pracę mieszkańcom Włocławka, ale ich płaca jest niska - tak jak cena w przetargu. Żeby we Włocławku zabezpieczyć pływalnie i dwa miejsca wykorzystywane do kąpieli, dziennie trzeba zaangażować 12 ratowników. Do tego dochodzą weekendy, konieczne są zmiany, a więc minimalna ilość ratowników waha się od 20 do 30 pracowników miesięcznie.

Firmy prywatne nastawione są na zysk, bo nikt nie bierze na siebie odpowiedzialności za darmo. Podmioty prywatne, chcąc zlikwidować konkurencję, mogą dołożyć sobie do kontraktu, biorąc usługę w zaniżonej cenie. My, jako stowarzyszenie, nie bardzo możemy podpisać kontrakt, który narażałby nas na stratę.

Czym jeszcze, poza ochroną kąpielisk, zajmuje się WOPR?

Przede wszystkim to działalność profilaktyczna. Chodzimy po szkołach, uczymy dzieci, jak bezpiecznie spędzać czas nad wodą, uczymy pierwszej pomocy oraz co zrobić, jak jesteśmy świadkami wypadku nad wodą. Ponadto zabezpieczamy dużo różnych imprez, między innymi regaty i imprezy organizowane nad wodą i w jej bezpośrednim otoczeniu. Tych imprez jest dużo w ciągu sezonu, najczęściej robimy to nieodpłatnie. Tę kwestię zresztą też trzeba zmienić, bo do tej pory WOPR – z racji tego, że ma w nazwie „ochotnicze” – był traktowany jako „społeczny”. A teraz MSWiA wymaga od nas gotowości ratowniczej i z tego powodu mamy stałe koszty, których poza sezonem letnim nikt nam nie finansuje. Ta gotowość ratownicza oznacza między innymi, że nasz sprzęt musi być sprawny, zatankowany, musimy mieć odpowiednio wyszkolonych ludzi. Podczas katastrof naturalnych typu pęknięcie zapory czy powódź, my już musimy być zespół ludzi, który jest odpowiednio wyszkolony i gotowy do działań.  

Dlaczego musicie? Ktoś wam za to płaci?

Jest to narzucone ustawowo, to warunek uzyskania pozwolenia na wykonywanie ratownictwa wodnego z MSWiA.

Czyli kolejne koszty?

To są kolejne koszty, z którymi się trzeba liczyć. WOPR poza tym posiada pięć drużyn. Te pięć drużyn jest rozlokowane w równych stanicach i koszty utrzymania tych stanic też są naszymi kosztami.

Jesteśmy organizacją, która skupia dużo ochotników. Są to ludzie, którzy chcą działać na rzecz poprawy bezpieczeństwa na wodach w mieście i powiecie włocławskim. W ciągu roku prowadzimy około 80 różnego rodzaju prelekcji w szkołach włocławskich. W 2017 roku przeszkoliliśmy około 700 uczniów włocławskich szkół. Prowadzimy też dużo pokazów ratownictwa wodnego i samoratownictwa dla dzieci, drukujemy ulotki  - to wszystko są działania społeczne.

W tej chwili zbieramy pieniądze na specjalistyczną łódź do ratownictwa wodnego. Aktualnie mamy 5 jednostek motorowych, ale są to małe jednostki, nie mają kabin. Tymczasem najwięcej przypadków ratowania żeglarzy czy jednostek rzecznych mamy w czasie złej pogody. Nasz Zalew Włocławski jest mocno wykorzystywany – zarówno przez żeglarzy, jak i osoby pływające na windsurfingu, kitesurfingu czy przez motorowodniaków. My staramy się być na tyle przygotowani, by wszystkim udzielić pomocy w razie potrzeby. Na zalewie, przy dużym wietrze, fale osiągają 1,5 metra i jest to fala o tyle nieprzyjemna, że krótka. Zdarza się, że pęknie komuś maszt, ktoś wpłynie na mieliznę. Nasi ratownicy są chętni do działań i bardzo chętnie popłyną do każdej akcji, ale tymi małymi łodziami jest to mocno ryzykowne. I my z duszą na ramieniu wysyłamy ich do akcji, bo nie wiemy, czy to będzie dla nich bezpieczne. Zazwyczaj są to osoby dorosłe, które wiedzą, co robią, ale ta specjalistyczna łódź pozwoli nam działać trochę inaczej.

Będzie ona miała ok. 11 metrów długości, odpowiednią moc silników, zabierze 6 ratowników, da sobie radę przy każdych warunkach, które panują na naszym zalewie. Dodatkowo będzie w pełni wyposażona medycznie – w defibrylator, apteczkę z tlenoterapią i resuscytatorem, nosze podbierakowe i wszystko, co jest potrzebne do udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej. Będzie posiadała też skaner boczny, czyli pozwoli nam to skanować dno, żebyśmy mogli stwierdzić, czy coś na nim leży. I jeszcze motopompę do wypompowywania zanieczyszczonej wody, bo czasami dostajemy zgłoszenia o uszkodzonych statkach żeglugi rzecznej. No i będzie to łódź kabinowa, której nam brakuje.

[ZT]24338[/ZT]

Trzeba pamiętać, że nasza tama to jedyny stopień wodny usytuowany na Wiśle, ma on już swoje lata i stanowi pewne zagrożenie. 2010 rok pokazał wyraźnie, że rozerwanie wału w okolicach Płocka spowodowało zalanie dość sporego obszaru. My także musimy być gotowi na takie katastrofy – jesteśmy do tego powołani. Mamy stopień wodny, każdy mówi: wytrzymał 40 lat, wytrzyma następne 40 lat. A co, jeśli nie wytrzyma?

A myślisz, że wytrzyma?

Tak, jestem dobrej myśli. Pojawiły się ostatnio informacje, że do 2025 roku ma powstać kolejny stopień wodny - on na pewno podpiętrzy i wzmocni naszą tamę. Łódź kabinowa, którą planujemy kupić, będzie też doskonale funkcjonowała na dolnej Wiśle, jeśli powstałaby kolejna tama.

Są jeszcze inne niebezpieczne miejsca we Włocławku?

Mamy Bulwary, które są zagospodarowane i systematycznie odwiedzane przez mieszkańców miasta, mamy Przystań. Wiele miast ma projekt, by zwracać się ku Wiśle i te Bulwary coraz bardziej tętnią życiem. A 3-4 lata temu był taki przypadek, że dziecko, przechadzając się po Bulwarach, wpadło do wody i się utopiło. Zresztą okolice mostu są popularnym miejscem, gdzie w czasie wakacji, gdy jest słoneczna pogoda, ludzie po drugiej stronie Wisły chcą korzystać z wody. Nawet pytano nas o możliwość zorganizowania tam miejsca wykorzystywanego do kąpieli. Oczywiście nasza opinia była negatywna.

Dlaczego?

Ponieważ rzeka jest takim akwenem, na którym zmieniają się głębokości. Dzisiaj wchodzimy, mamy wody do pasa, następnego dnia  woda zabiera nam dno i jest tam dwa metry. Występują wiry, prądy. Zresztą, wypadków w okolicach mostu było w ostatnich latach około 5 i - z tego co pamiętam - to wypadków śmiertelnych.

Dodatkowym zagrożeniem jest most, średnio raz na dwa miesiące ktoś chce odebrać sobie życie skacząc do wody. W ciągu ostatnich dwóch lat było to około 7 osób, z czego część niestety skoczyła i nie można ich było znaleźć przez następne dwa miesiące. Znajdowano ich potem w okolicy ulicy Toruńskiej. Naszym ratownikom udało się uratować jedną osobę, która skoczyła z mostu, bo akurat zdarzyło się to podczas naszego szkolenia – podpłynęliśmy, wyciągnęliśmy ją z wody, zreanimowaliśmy, po czym po dwugodzinnym pobycie w szpitalu ta osoba uciekła – czyli nasi ratownicy narażają swoje życie i zdrowie, bo skaczą do tej niebezpiecznej wody, a efekty końcowe są takie, a nie inne.

[ZT]25937[/ZT]

Czy bycie w WOPR można traktować jako zawód czy wyłącznie jako hobby?

Nie ukrywam, że bycie w WOPR i bycie ratownikiem w naszym kraju to nie zawód, to stan umysłu. Praca jest bardzo odpowiedzialna, a ratownicy pracują w ciężkich warunkach i za niskie stawki.

Ale w WOPR można pracować i zarabiać na życie? Czy to tylko zajecie „po godzinach”?

Jako WOPR, dzięki prężnemu działaniu zarządu, pozyskujemy różne środki. W ciągu ostatnich pięciu lat wyszkoliliśmy około stu ratowników, którzy mieli sfinansowane kursy zarówno ratownika wodnego, jak i kwalifikowanej pierwszej pomocy. Oprócz tego, że ich szkolimy za darmo, to tym wyróżniającym się proponujemy pracę. I jeśli wygramy przetarg na zabezpieczenie pływalni czy miejsc wykorzystywanych do kąpieli i kąpielisk latem, to ich od razu zatrudniamy. Czyli działamy dwutorowo: pozyskujemy środki (bo nikt ich nam nie daje na to szkolenie, a tu też decydują przetargi) plus jeszcze dodatkowo dajemy im pracę. Natomiast jest większość działalności w WOPR jest społeczna.

Czy ta działalność społeczna jest sprzężone z pracą? Czy ktoś, kto chce pracować dla was, musi być członkiem stowarzyszenia i pracować społecznie na jego rzecz?

Powinien być członkiem stowarzyszenia, ponieważ to narzuca ustawa. Ustawa mówi, że ratownikiem może być osoba, która posiada wiedzę i umiejętności w zakresie ratownictwa wodnego, czyli trzeba mieć ukończone szkolenie z zakresu ratownictwa wodnego, ukończony kurs z zakresu kwalifikowanej pierwszej pomocy, bo to też narzuca ustawa o ratownictwie medycznym plus do tego musi przynależeć do jakiegoś podmiotu, który posiada koncesję na działalność. Czyli musi być członkiem stowarzyszenia.

I musi się w tym stowarzyszeniu udzielać?

Nie zawsze to idzie w parze. W WOPR jest wielu ochotników-społeczników - ludzi, którzy przychodzą po godzinach pracy dla nas po to, żeby być w tym środowisku, udzielać się, oni są zainteresowani tym, żeby poprawić stan bezpieczeństwa na wodach. Natomiast są też ludzie, którzy przychodzą konkretnie po pracę. I tu działamy na zasadzie zakładu pracy, czyli wszystko podlega pod prawo pracy - my ich zatrudniamy, chcemy od nich konkretną usługę. Ci ludzie nie pracują społecznie na rzecz WOPR.

WOPR jest atrakcyjny dla młodych ludzi, 20-30-latków?

WOPR daje duże możliwości rozwoju, przede wszystkim daje możliwość szybkiego zdobycia zawodu w życiu, bo po 63 godzinach szkolenia dana osoba dostaje zawód ratownika – oczywiście jeśli wszystko pozalicza i pozdaje egzaminy. Przy czym WOPR to nie tylko ratownicy, ale również sternicy, nurkowie i wiele innych specjalności, które chcą działać na rzecz poprawy bezpieczeństwa na wodach. Tu nie ma ograniczeń wiekowych.

Jakie trzeba mieć predyspozycje, żeby zostać ratownikiem?

Przede wszystkim trzeba dobrze pływać, bo z tym to się wiąże – w trakcie kursu jest dużo takich zadań, z którymi osoba ze słabymi umiejętnościami pływackimi nie jest w stanie sobie poradzić. Ratownictwo idzie też w trochę w inną stronę, bo teraz nie ma już tzw. ratowania bez sprzętu – czyli kandydat na ratownika dostaje też dużo wiedzy i umiejętności z zakresu obsługi sprzętu. Ten sprzęt w całym kraju jest coraz lepszy – to są łodzie motorowe, to są skutery, odchodzi się już także od łodzi wiosłowych. Akcje przy użyciu koła ratunkowego, gdzie ratownik musi skakać nad kołem ratunkowym, odchodzą w zapomnienie. Te historie, o których opowiadają ratownicy z 60-letnim doświadczeniem, o skakaniu z mostu i zdejmowaniu marynarki w locie, w dzisiejszych czasach są na granicy fikcji.

Czyli wyobrażenie ratownika jak w "Słonecznym Patrolu" już nie przystaje do rzeczywistości?

Czasami zdarzają się takie sytuacje, jak ostatnio we wrześniu, gdy dziewczyna wpadła do rzeki Zgłowiączki. Ratownicy akurat przebywali niedaleko i rozładowywali sprzęt, gdy dostali informację o tej sytuacji. Pobiegli i do wody wchodzili w kąpielówkach.

Ktoś do was wtedy zadzwonił? Jak dostaliście informację o tej sytuacji?

Mamy numer alarmowy, jest to numer ratunkowy nad wodą, który jest dość mocno promowany w ostatnich latach – 601 100 100. Jest to numer widoczny i znany dla tych, którzy jeżdżą nad morze. Ponadto działamy z Komendą Miejską Policji i Państwową Strażą Pożarną na zasadzie porozumień i otrzymujemy informację również od tych podmiotów, że coś się dzieje na wodzie – nie zawsze, ale zdarza się. WOPR jest już znaną marką we Włocławku, jest kojarzony, mamy ratownika, który 24 h/dobę ma włączony telefon alarmowy.

Czyli wybierając numer alarmowy połączę się z wami?

Numer alarmowy połączy bezpośrednio z Kruszwicą, ponieważ w Kruszwicy jest Wojewódzkie Centrum Koordynacji Ratownictwa Wodnego. I dzwoniąc na 601 100 100 dodzwonimy się do Kruszwicy, a dzwoniąc na 112 do Centrum Numeru Alarmowego w Bydgoszczy który również poinformuje Kruszwicę, Kruszwica poinformuje naszego koordynatora, a koordynator ratowników.

I co się dzieje w takich sytuacjach jak ta we wrześniu? Tam akurat ratownicy byli w pobliżu, ale gdyby nikogo nie było?

Mamy powołaną grupę interwencyjną, koordynator informuje jej członków i kto jest dostępny, ten jedzie w miejsce zdarzenia.

Całkiem dobrze zorganizowana struktura. Wszystkie podmioty działające w ratownictwie tak mają?

Powinny tak mieć. Chcielibyśmy jeszcze bardziej zintegrować nasze działania z Państwową Strażą Pożarną i Komendą Miejską Policji we Włocławku. Są bowiem przypadki, że my nie dostajemy od nich informacji o zdarzeniach. W ostatnich 2 latach zrobiliśmy dużo szkoleń z tymi służbami – po to właśnie, żeby się zintegrować dla lepszego działania.

Te numery alarmowe działają też zimą? Zimą też się zdarzają wypadki?

Tak, dotyczą przeważnie wędkarzy, którzy próbują wejść na lód tuż po tym, jak jezioro zamarzło albo wtedy, gdy przychodzą roztopy.

Ratownikiem można zostać szybko i sprawnie, ale czy ta praca jest atrakcyjna? Włocławianie zwracają często uwagę na ratowników na basenach czy kąpieliskach, którzy sprawiają wrażenie znudzonych swoją pracą.

Ten zawód ma plusy – przy czym największą nagrodą dla ratownika nie jest wynagrodzenie, a uratowanie komuś życia – ale jest też to ciężki zawód. Pracuje się w ciężkich warunkach, ponieważ latem nad jeziorami jest bardzo dużo osób, jest gorąco. O ile plażowicze przyjeżdżają na 2-3 godziny, wchodzą do wody, mogą się ochłodzić, o tyle ratownicy muszą być niestety cały czas czujni. W dzisiejszych czasach, gdy dostępne są różne używki, alkohol i tak dalej jest to naprawdę ciężka praca. Ratownicy nie są szanowani, przez tych wszystkich nieśmiertelnych. A potem zdarzają się takie sytuacje jak nad jeziorem Czarnym, gdzie ratownicy poprosili uczestników libacji alkoholowej, żeby opuścili teren kąpieliska – ci przemieścili się na drugą stronę jeziora i 15 minut później trzeba było po jednego płynąć. Jak zaczął tonąć, to dwaj jego kompani uciekli, a jego samego trzeba było wyciągnąć spod wody i reanimować.

Wrześniowe zdarzenie nad Zgłowiączką miało podobny przebieg?

Tam 16-latka przebywała ze swoimi rówieśnikami, na pewno spożywali alkohol, bo potem z badań wyszło, że była pijana. Postanowiła się załatwić i niestety zjechała po śliskiej płycie betonowej do rzeki Zgłowiączki. Sytuacja była o tyle niebezpieczna, że było to już bezpośrednio obok ujścia Zgłowiączki do Wisły. Nasi ratownicy, którzy przebywali na Przystani, otrzymali informację o tym, że coś się dzieje w tej okolicy. Jak pobiegli, to zobaczyli, że dziewczyna wzywa pomocy, krzyczy, że zaraz się utopi i żeby jej pomóc. Oczywiście jej kompani wrzeszczeli, krzyczeli, panika wszędzie i jeden ze śmiałków postanowił ruszyć jej na pomoc i też wszedł do wody. Podepchnął dziewczynę do góry gdzie przechwycili ją ratownicy. Niestety za chwilę trzeba było ratować jego bo był na tyle pijany i opadł z sił, że nie był w stanie sam wyjść. Można pochwalić taką postawę, że są ludzi którzy nie bacząc na własne bezpieczeństwo ratują innych ale trzeba też zachować zdrowy rozsądek.

Skoro dziewczyna krzyczała i była w stanie sama wzywać pomocy, to sytuacja chyba nie była jeszcze bardzo groźna?

No tak, ale to była końcówka Zgłowiączki, więc mogła za chwilę popłynąć z nurtem do Wisły. Ona się trzymała na samym końcu ujścia Zgłowiączki do Wisły. Ratownicy wyciągnęli dziewczynę, po czym okazało się, że trzeba ratować tego człowieka, który po nią zszedł – nie mógł wyjść z powrotem na górę. Nie chciał potem podać danych policji, bo sam ledwo się trzymał na nogach – czyli tak naprawdę brawura wzięła górę nad rozsądkiem.

Ktoś za to poniósł odpowiedzialność? Jak ta sprawa się skończyła?

Nie mamy informacji jak to się skończyło. Wiemy że dziewczyna miała około 16 lat i była pod wpływem alkoholu. Policja przejęła dalej sprawę.

[ZT]26454[/ZT]

Na basenach ratownicy też mają takie problemy z korzystającymi z kąpieli?

Na włocławskich basenach borykamy się z innymi problemami, ponieważ ludzie przyzwyczaili się do dwóch pływalni – gdy one funkcjonowały, to jak ktoś przychodził na basen, to miał cały tor dla siebie. Natomiast teraz gdy na torze pływają 3 albo 4 osoby, to już niestety jest dla wielu osób tłum i jest za ciasno. W innych dużych miastach pływa po 10 osób na jednym torze ruchem prawostronnym i nikomu to nie przeszkadza. Postawa „ja chcę pływać, ja potrzebuję dla siebie jeden tor!” odbija się na ratownikach, bo wszyscy mają do nich pretensje.

Ale właściwie za co? 

Za to, że na basenie jest za dużo ludzi. Poza tym regulamin dość ściśle określa to, jak należy zachowywać się na danym basenie. W regulaminie jest na przykład zapis, że dziećmi do lat 10 muszą opiekować się osoby dorosłe. Tylko opieka nad dziećmi do lat 10 nie oznacza, że ja przychodzę na basen, swoje dziecko puszczam do małego basenu, a idę sobie pływać do dużego basenu albo na saunę. Jeżeli my zwracamy uwagę osobie, która pływa na dużym basenie, że tam jakiś pięciolatek jest w tym małym basenie i jest bez opieki, to najczęściej ona mówi, że patrzy cały czas na niego. Tylko jak można patrzeć – czyli w jedną stronę płynie na plecach i obserwuje, co się dzieje z jego dzieckiem, a z powrotem płynie żabką z głową nad wodą i też obserwuje? I jak zwracamy uwagę i prosimy, żeby dana osoba przeszła na mały basen, to spotykamy się z wyzwiskami, straszą nas skargami do dyrektora.

Bardzo często też zdarzają się grupy, w których opiekunowie nie zajmują się swoimi uczniami, tylko wchodzą do wody i idą sobie popływać, bo myślą, że to ratownik jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Ratownik oczywiście jest odpowiedzialny, ale odpowiedzialność spoczywa też na wychowawcy, który przyprowadził daną grupę. On w tym czasie nie może wchodzić do wody i pływać, chyba że jest to instruktor, który wchodzi i demonstruje konkretne ćwiczenia, ale wtedy grupa powinna wyjść z wody i obserwować, jak należy dane ćwiczenie wykonać.

Mamy też przypadki, gdy ze szkoły przyjeżdża jeden opiekun prowadzący zajęcia. Gdy zdarzyło się zasłabnięcie dziecka i wezwana była karetka, to nie miał kto z tym dzieckiem jechać do szpitala, bo opiekun nie mógł zostawić reszty grupy. Zdarzyło się, że dziecko poważnie się zraniło, a opiekun samodzielnie ocenił, że według niego rana nie jest na tyle groźna, by trzeba było wzywać karetkę. A gdy i tak wezwaliśmy, miał do naszych ratowników duże pretensje, bo jak zostawić resztę grupy, kiedy jest jeden opiekun i dwudziestka dzieci pod opieką? Ten przypadek zakończył się założeniem szwów.

Problemem jest zatem brak wyobraźni u rodziców i opiekunów.

Tak, bo bardzo często obserwujemy, że rodzic próbuje zabrać dwójkę albo trójkę dzieci i pływać na głębokim basenie. Dzieci ledwo pływają – my ich nazywamy „taternikami”, ponieważ albo przeciągają się po linach, albo chodzą gdzieś po krawędzi brzegu basenu - a rodzic trzecią osobę trzyma na plecach i próbuje z nią płynąć. Jeżeli którekolwiek z dzieci zacznie się topić, to rodzic musi zostawić tę dwójkę pozostałą bez opieki. Gdy do tego dochodzi brak umiejętności pływania u tego rodzica, to o tragedię bardzo łatwo. To totalny brak wyobraźni.

Nad jeziorami bardzo często zdarza się, że przypływa ktoś z drugiej strony jeziora na pontonie, który kupił w Tesco. Dziadek z piątką wnuczków, wszyscy oczywiście ubrani w dżinsy. Zadajemy mu pytanie, które dziecko by wybrał, żeby je uratować – bo jeżeli na środku jeziora coś się stanie, nie będzie w stanie uratować wszystkich dzieci. On oczywiście oburzony odpływa, bo przecież już tyle lat na wodzie siedzi i o pływaniu wie wszystko, że niepotrzebnie mu uwagę zwracamy.

Najczęstszą przyczyną kłopotów nad wodą jest jednak pewnie alkohol?

Mieliśmy wiele zdarzeń z tym związanych. Przede wszystkim ludzie pod wpływem alkoholu zachowują się nieracjonalnie i często jest tak, że my nie pozwalamy im pływać poza kąpieliskiem, oni się tłumaczą, że robią to na własną odpowiedzialność, a potem po przepłynięciu 50 metrów topią się i trzeba dla nich organizować całą akcję. I później okazuje się, że mają 2-2,5 promila alkoholu, co tłumaczy ich brak rozwagi i poczucie bezpieczeństwa, a wręcz poczucie, że są nieśmiertelni.

Jak to możliwe, że taka osoba mówi o pływaniu na własną odpowiedzialność i ratownik nic nie może zrobić? Nie ma środków przymusu dla takich osób?

Musielibyśmy użyć siły, a tego nie możemy robić.

Czyli ratownik jest bezradny?

Nie do końca. My współpracujemy z różnymi służbami i jeżeli widzimy takie sytuacje, a nad jeziorem Czarnym jest monitoring, zgłaszamy do Straży Miejskiej, na Policję, że dany uczestnik zagraża sobie i innym osobom. Za to jest też odpowiedzialność karna, bo ratownicy skupiają swoją uwagę na takich osobach, a ich zadaniem jest pilnowanie wszystkich, którzy znajdują się na kąpielisku.

Z takich ciekawych przypadków z tamtego roku: jeden z kąpiących się postanowił zrobić kawał ratownikom nad jeziorem Czarnym – skoczył z pomostu, zanurkował, przepłynął pod wodą w kierunku zarośli, wyszedł bokiem, po czym poszedł do góry, usiadł na ławeczce i patrzył, jak będzie wyglądała akcja ratownicza, czy ratownicy w ogóle będą go szukali. Oczywiście ratownicy podjęli akcję, szukali go, a po 20 minutach, po konsultacji z koordynatorem, sprawdzili monitoring. Okazało się, że ta osoba wyszła bokiem, siedziała i obserwowała ratowników. Została zatrzymana, przejęła ją Policja.

Tłumaczyła, że to miał być żart?

Niestety tak. Głupota ludzka nie zna granic. 

Jak często takie niebezpieczne sytuacje zdarzają się na basenie?

Na basenie najczęściej zdarzają się zasłabnięcia, podtopienia, zachłyśnięcia – kilka razy w miesiącu. Poza tym najczęściej rozcięcia, potknięcia, skaleczenia i tego typu urazy.

Zdarzyło się na naszym basenie, że ktoś się topił?

Była kilka razy taka sytuacja – na przykład pani w wieku około sześćdziesięciu lat, która zjechała ze zjeżdżalni, wpadła do niecki rekreacyjnej basenu, gdzie wody miała do pasa i nie potrafiła wstać. Strach ją tak sparaliżował, że nie potrafiła się odwrócić i wstać.

Nie raz słyszy się doniesienia o przypadkach śmiertelnych wypadków na basenie, szczególnie dotyczy to dzieci, gdzie okazywało się, że ratownika nie było przy wodzie lub nie zauważył niebezpiecznej sytuacji. Na profilu na Facebooku często informujesz o takich przypadkach. To ma być przestroga dla lokalnych ratowników?

Woda jest żywiołem, nie jest to nasze naturalne środowisko. Chcę uświadomić wszystkim, jak niebezpieczne może być przebywanie w wodzie, a ratowników uczulić na to, jak odpowiedzialną pracę wykonują.

Ze Sławomirem Mularskim rozmawiała Joanna Borkowska

(J.B.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(19)

niedowiarekniedowiarek

25 21

Akurat mam wątpliwości czy ten pan traktuje pracę jako misję... 12:45, 12.12.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

Rafał PRafał P

16 9

No patrz, a ja takich wątpliwości nie mam. Wyjątkowo sprawny prezes i po prostu fajny facet 13:04, 12.12.2017


reo

rili onerili one

8 14

Ciekawy wywiad ... 13:51, 12.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

BolBol

9 2

Tatuś w saunie, a dziecko szaleje na basenie, standard na miejskim, trzeba to tepic 13:51, 12.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

mily mily

18 5

Bycie ratownikiem w naszym kraju to nie zawód, to stan umysłu hahah niewiem co ty brales ale daj troche 14:54, 12.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

sorry sorry

9 9

Czy to był wywiad sPOnsorowany ? 16:13, 12.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Jacek WJacek W

12 7

Od dawna na ddwloclawek nie czytałem tak ciekawego wywiadu. Z przebiegu rozmowy widać, że szef WOPRu ma wiele ciekawego do powiedzenia i stara się profesjonalnie podchodzić do swoich obowiązków. Niestety wiele z tych opowieści zarówno o pijanych "nieśmiertelnych" jak i o "absurdalnych przetargach" mimo, że z pozoru śmieszne to raczej nie są powodem zadowolenia. Problemy z jakimi muszą sobie radzić ratownicy zasługuje na wielki szacunek. 16:33, 12.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Wodnik pływackiWodnik pływacki

8 1

A umowy jakie - może śmieciówki, bo to też pochodzi ze stanu umysłu?.
Jeden komentarz powinien nosić nazwę "Sam o sobie"... 17:53, 12.12.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

NelaNela

0 0

Umowy zlecenie, tyle daja. 21:45, 12.12.2017


SasekSasek

10 8

Nie wiem czy się śmiać czy płakać czytając te durne komentarze (oczywiście tylko te durne). Zawiść Was bierze, że facet robi to co lubi i osiąga sukcesy? Żal wam d*** ściska, że facet coś w życiu osiągnął, robi kawał dobrej roboty? Może lepiej jest samemu się wykazać i pokazać światu aniżeli pluć jadem na lepszych od siebie? 18:13, 12.12.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

kayakaya

5 3

Sasek, gdybyś wiedział kto pisze te durne komentarze to byś zrozumiał czemu? Tu raczej nikomu zwieraczy nie ściska tylko po prostu te osoby znają bardzo dobrze Pana Prezesa i jego drogę ścieżki zawodowej i zwłaszcza jakich metod stosował eliminując poszczególne szczebelki drabiny.
22:00, 12.12.2017


Roland Kwiatkowski Roland Kwiatkowski

3 7

Sławuś widzę, że z Ciebie jest mądry ojciec, to weź Ty mi wytłumacz taką rzecz.
Jak to się stało, że Wałęsa zagorzały przeciwnik komunizmu uchował się? i jak to się stało że mu się wtedy nic nie stało? i dalej, jak to się stało, że Polak został Janem Pawłem II? Kto w tym wszystkim palce maczał? Nadto, jeśli wiesz to napisz, dlaczego Wałęsa nie miał kuratora sądowego z Włocławka?
18:36, 12.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Roland Kwiatkowski Roland Kwiatkowski

8 5

Wolę sto razy posłuchać Prezesa WOPR a niżeli "chorych psychicznie" polityków, którym demokracja *%#)!& dynie całkowicie. 18:50, 12.12.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

QQQQ

1 3

Przecież on jest z PO ! 08:07, 13.12.2017


FreudFreud

3 4

Slawek, fajnie cie poczytać, pozdrawiam 21:53, 12.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

KayaKaya

9 0

Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe to już nie istnieje, fakt zapis statutowy i obowiązki się nie zmieniły jednak powinno się zmienić O na K Wodne Komercyjne Pogotowie Ratunkowe. To nie są już lata 70, 80 czy jeszcze 90. Dziś każdy chce zarobić i na wszystkim. Głównie na działalność WOPR są pule z dotacji np. Miasta. Miasto daje na działalność statutową, która miedzy innym dotyczy prewencji i zabezpieczenia imprez. Więc odniosę się do ostatniej imprezy Kujawskich Morsów i jej zabezpieczenia, które było oczywiście bez zastrzeżeń ( no może temu na skuterze troszkę było za zimno to troszkę poszalał) , ale jeśli otrzymują dotację z UM a imprezę organizuje komórka non profit a przy okazji jest to idealna promocja dla miasta bo odwiedzają nas ludzie z bardzo odległych miast Polski. To uważam że WOPR , jak było za prezesury Pana Maliniaka powinien policzyć symboliczną opłatę. W tym układzie jeśli Pan Prezes uważa to za monopol to nie tedy droga. Jeśli jest komercja i WOPR chce na tym zarobić to zawsze się zajdzie taki co weźmie mniej lub tylko za paliwo dla idei jak robił to Maliniak. Problem w tym że Obecny Pan Prezes nie jest idealista . 22:27, 12.12.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

KAYA @KAYA @

2 0

Nie ma takiego zapisu statutowego zeby imprezy komercyjne zabezpieczac społecznie bo pływanie trzech łodzi w ciągu całego, zuzycie paliwa konserwacja sprzetu plus koszt załogi zabezpieczajacej to okazuje sie ze wopr jest sponsorem tej imprezy. Wynagrodzenie jakie sa z tego tytułu nie pokrywaja tych kosztów. Impreze organizuja morsy i to one sie reklamuja wiec jezeli Pan Maliniak jest tańszy i ma zaplecze to trzeba go brac i nie ma co sie zastanawiac. 10:44, 13.12.2017


TW WspółpracownikTW Współpracownik

13 0

Witam Panie Sławku. Znam Pana wiele lat i na pewno jest Pan świetnym ratownikiem WOPR ale co jak co niestety za darmo nic Pan nie zrobi. Pana zawsze pierwsze pytanie to ile z tego będę miał. Dotyczy to niestety i WOPR i Pana działalności nurka (łącznie z pseudo biurem turystycznym) i każdej innej profesji której się Pan ima. Aczkolwiek jestem za Panem, grabki zawsze grabią do siebie tylko niech takich bredni Pan w internecie nie zamieszcza. POZDRAWIAM I ŻYCZĘ DALSZYCH SUKCESÓW. 05:31, 13.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

HmmmHmmm

1 1

Historia WOPR-u zna osobników których stan umysłu nie pozwalał być nawet nocnymi stróżami , a ktoś zezwolił by byli ratownikami . 19:22, 13.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%