Do włocławskiego schroniska dla zwierząt trafił bezpański pies z werżniętym w szyję łańcuszkiem. Natychmiast trafił na salę operacyjną. Policja szuka osoby, która odpowiada za cierpienie zwierzęcia. 

Bezpański kilkunastomiesięczny psiak został znaleziony przez strażników miejskich we wtorek wieczorem u zbiegu al. Kazimierza Wielkiego i ulicy Płockiej. Był wychudzony, zapchlony, z werżniętym w szyję łańcuszkiem, który przecinał skórę, tkankę podskórną, część powięzi oraz mięśni. Natychmiast przeszedł operację. 

Łańcuszek musiał wrzynać się w szyję psa dzień po dniu przez kilka miesięcy. Pracujący w schronisku weterynarz zwraca uwagę, że zaopatrzenie rany na szyi wymagało wiele pracy.  

- Zwierzę nacierpiało się bardzo. To rzeczywiście był poważny uraz. Pracuję w tym zawodzie wiele lat, widziałem dawno temu łańcuchy wrośnięte w skórę u psów gospodarskich, ale tu mieliśmy do czynienia z przecięciem tkanek na głębokości kilku centymetrów  - mówi Krzysztof Jędrzejczak, weterynarz, który operował psa. 

Pies musiał zostać porzucony jako szczeniak. W miarę jak rósł, obwód jego szyi powiększał się, łańcuszek coraz bardziej wrastał. To mogło zakończyć się sepsą.  

- Pies jest w coraz lepszej kondycji, ma dobry apetyt, przyjmuje leki przeciwbakteryjne, przeciwzapalne i przeciwbólowe. Sytuacja jest jeszcze o tyle trudna, że taka rana nie nadaje się do zszycia, zaczyna się jednak już pojawiać zdrowa ziarnina. Gojenie potrwa około 2 miesiące - dodaje Krzysztof Jędrzejczak. 

Schronisko informuje, że sprawa trafiła na policję. Zgłoszenie dotyczy możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na zadawaniu bólu lub cierpienia oraz porzucenia, czyli naruszenia Ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o Ochronie Zwierząt.