Zamknij

Szczury na osiedlu? Niektórzy z nas sami proszą się o kłopoty. Spółdzielnia przypomina o podstawowych zasadach higieny

10:25, 16.03.2017 .
Skomentuj Gryzonie to duży problem w blokach na terenie Włocławka. Zdjęcie ilustracyjne. fot. depositphotos.com Gryzonie to duży problem w blokach na terenie Włocławka. Zdjęcie ilustracyjne. fot. depositphotos.com

Włocławska Spółdzielnia Mieszkaniowa apeluje do lokatorów o niedokarmianie ptaków. - Niektórzy lokatorzy rzucają gołębiom całe kawałki chleba z okien na trawnik, które stają się pożywką dla gryzoni - mówi Leszek Szarzyński, wiceprezes i dyrektor ds. technicznych WSM.

Komunikaty w tej sprawie pojawiły się na klatkach schodowych bloków zarządzanych przez WSM w ubiegłym tygodniu. Administracja przypomina w nich, że rozsypywanie pokarmu na trawnikach i na terenie przyległym do budynków sprzyja rozprzestrzenianiu się chorób, stwarza dogodne warunki egzystowania szczurów w budynkach, sprzyja zadomowieniu się gołębi na balkonach, a przez to niszczeniu elewacji oraz "zmniejsza wartości estetyczne terenów przylegających do budynków".

- Temat nie jest nowy i powraca w zasadzie co roku - mówi Leszek Szarzyński, wiceprezes i dyrektor ds. technicznych WSM. - Uważamy, że trzeba go jednak przypomnieć, bo skutki nieprzestrzegania podstawowych zasad utrzymania czystości widać gołym okiem i mogą być uciążliwe dla mieszkańców. Niektórzy lokatorzy rzucają gołębiom całe kawałki chleba z okien na trawnik, które stają się pożywką dla gryzoni. Nie mówimy, że każdego będziemy gonić za takie zachowanie, ale przypominamy o zdrowym rozsądku i podstawowych zasadach higieny.

Warto tu również pamiętać o aspektach prawnych takiego zachowania. Za zanieczyszczanie miejsca publicznego strażnicy miejscy mogą wlepić mandat w wysokości nawet do 500 zł .

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(22)

KujawiakKujawiak

30 0

Szczury zawsze kojarzyły mi się z bidą i bałaganem. 10:41, 16.03.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

qwertqwert

23 3

Niektórzy lokatorzy Pani Krysia z Krętej 2 , notorycznie 10:55, 16.03.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

leoleo

23 3

mam bardzo duze doswiadczenie ze szczurami bo kilkakrotnie goscily w moim domu(mieszkaniu) mieszkam na 3 pietrze w 4 pietrowym bloku na zazamczu i uwierzcie mi to jest batalia mieszkanie jest po kapitalnym remoncie wszystkie dziury zaklejone a one sa!!!!!!!! niestety spoldzielnia wyklada takie trutki ze klekajcie narody zaden szczurzyna nawet nie podchodzi tego powachac a co dopiero sprobowac! moj kuzyn mieszka na podobnym osiedlu w innym miescie i gdy pojawil sie klopot to zarzadcy osiedla nie zalowali pieniedzy na odszczurzanie ale tez bardzo rygorystycznie arani sa lokatorzy dokarmiajacy ptaki koty itp 11:36, 16.03.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

Jack SparrowJack Sparrow

3 1

doskonale wiem o co chodzi, tez mieszkam na zazamczu - parter; mam ten sam problem, u mnie buszują w rurach za toaleta, walcze z nimi na właśna rekę - jakies odstraszacze elektroniczne itd., bo spółdzielnia tylkow zruszyła ramionami i wyłożyła, no włąsnie chyba nie trutkę bo wygląda to coś wręcz śmiesznie 12:06, 16.03.2017


AbcdAbcd

35 2

Kiedy akcja odgolebiania centrum? To też jest już plaga. 11:39, 16.03.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

kolombo kolombo

12 8

KALISKA 104 pani x dokarmia koty wystawiając naczynia z jedzonkiem zapraszając gryzonie !!! 12:32, 16.03.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

MiauuuMiauuu

4 0

I koty pozwalają gryzoniom na konsumpcję? 15:57, 16.03.2017


ktosktos

22 5

w końcu ktos sie bierze za te gołebie...Mądre podejscie społdzielni !! ludzie jak nie maja co robić to niech kupia sobie psa lub kota na emeryturze bądz rencie... a jezeli chcą dokarmiac gołebie to niech sprzatają po nich gówna tak samo jak po psach !!!!!!!!!!!! 12:54, 16.03.2017

Odpowiedzi:3
Odpowiedz

OnOn

4 11

Żeby w końcu ktoś wziął się za ciebie 13:22, 16.03.2017


ewigtaewigta

2 4

a gdzie mozna kupic psa lub kota emeryta lub renciste ? 14:14, 16.03.2017


ObywatelkaObywatelka

0 0

Hahaha, w tej spoldzielni to trzeba zmienic prezesow! zglaszalam wraz z sąsiadami do P. Szarzynskiego, ze szczury biegają po podworku, bo dwie "wspaniale panie" dokarmiaja golebie (wyrzucaja cale reklamowy chleba na trawnik), dalismy nawet zdjecia tych owych pan i co zrobil prezes w tej sprawie? NIC! Zadnego upomnienia nawet! Dalej dokarmiaja! Chodniki obsrane, samochody to samo, a i do tego szczury biegają jak chca! Dzieciom zlikwidowali piaskownice, bo gwiazda osiedla tak chciala- przeszkadzaly jej dzieci! 16:29, 18.03.2017


KujawiakKujawiak

4 11

OKRADZIONO NARÓD POLSKI !! - lektura obowiązkowa dla każdego Polaka !

Winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności.

KIEDY GANGI OKRĄGŁOSTOŁOWE PIS-PO-SLD-PSL ODPOWIEDZĄ KARNIE ZA JAWNY RABUNEK I OKRADZENIE POLAKÓW ??

Historia wyprzedaży polskiego majątku narodowego po 1989 r. poraża skalą celowego niszczenia dobra, które mogło służyć ludziom. Zakłady zaorano, pracownicy poszli na bruk. Winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności do dziś - 27 lat złodziejstwa.

Już w 1998 r. prof. Andrzej Karpiński z PAN alarmował, że Polska straciła przemysł.
Od 1990 do końca ubiegłego roku, jak informuje w oficjalnym raporcie Ministerstwo Skarbu Państwa, przekształceniami własnościowymi objęto 5 tys. 992 państwowe przedsiębiorstwa. Gdy prywatyzacja startowała, państwo było właścicielem około 8,5 tys. zakładów.
Pierwszym akordem skoku na majątek wypracowany przez kilka pokoleń Polaków było uwłaszczenie się komunistycznej nomenklatury. Skala tego złodziejstwa była ogromna - w latach 1988-1989 powstało około 12 tys. spółek, które na bazie państwowego majątku zakładali dyrektorzy zakładów przy współudziale członków rodzin, urzędników i działaczy partyjnych. To ze spółek nomenklaturowych wyrosły fortuny ludzi, spośród których wielu jest dziś obecnych na listach najbogatszych. Inną formą wysysania aktywów z państwowych firm były przedsięwzięcia typu joint venture, w które zaangażowały się firmy zagraniczne lub polonijne - zakładane często przez komunistyczne służby specjalne.
Balcerowicz wzywa do wyprzedaży
Wyprzedaż za bezcen majątku narodowego była bardzo istotnym elementem programu Leszka Balcerowicza. Wicepremier - minister finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, a potem Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jerzego Buzka - ochoczo wdrażał w Polsce pomysły amerykańskiego spekulanta George´a Sorosa i ekonomisty Jeffreya Sachsa oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego: połączenia finansowej terapii szokowej z wyprzedażą firm państwowych. Balcerowicz naciskał na szybką prywatyzację, osoby krytykujące wyprzedaż majątku, pokazujące oszustwa, patologie przy prywatyzacji nazywał demagogami, populistami, szkodnikami itp.
Pierwszy minister przekształceń własnościowych Waldemar Kuczyński (Unia Wolności) co prawda szybko odszedł, bo wraz z premierem Tadeuszem Mazowieckim (grudzień 1990), ale przygotował przedpole dla swojego następcy Janusza Lewandowskiego (KLD, potem UW, teraz PO) - ministra w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) i Hanny Suchockiej (1992-1993). To Lewandowski stał się "znakiem firmowym" prywatyzacji, zarzucano mu potem wielokrotnie łamanie prawa przy przekształceniach własnościowych, zaniżanie wartości sprzedawanych zakładów. Do sądu trafiła sprawa prywatyzacji dwóch krakowskich spółek: Techmy i KrakChemii, ale po wielu latach i kilku procesach obecnego eurodeputowanego PO uniewinniono. Premier Jan K. Bielecki i inni politycy KLD nie kryli swojej dewizy, że "pierwszy milion trzeba ukraść", uważali, iż to po prostu koszt transformacji. Nic więc dziwnego, że byli przez Polaków nazywani nie liberałami, a aferałami. A hasło KLD z kampanii wyborczej w 1993 r. "Milion nowych miejsc pracy" przerobiono na "Milion nowych afer".
Oddam zakład za półdarmo
W lipcu 1990 r. parlament przyjął ustawę o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, otwierając drogę także sprzedaży majątku narodowego w obce ręce. Inwestorzy domagali się, aby przy procesie prywatyzacji pracowały firmy doradcze, ale takich w pierwszych latach transformacji w Polsce nie było - więc wynajmowano zagraniczne, które kazały sobie słono płacić za usługi. Ekonomista dr Ryszard Ślązak wyliczył, że np. w 1994 r. wynagrodzenie dla doradców sięgnęło prawie 7 proc. wpływów z prywatyzacji. Zdarzało się też nieraz, że więcej zapłacono doradcy, niż uzyskano ze sprzedaży. Skrajnym przykładem są Zakłady Papiernicze w Kostrzynie nad Odrą, które sprzedano za 80 zł (!), a za doradztwo ministerstwo dostało fakturę na ponad 80 tys. dolarów.
Ten przykład pokazuje inną poważną patologię: powszechną praktyką było zaniżanie wartości sprzedawanego przedsiębiorstwa. Obowiązywała propaganda, że "firma jest warta tyle, ile inwestor jest gotów za nią zapłacić". Urzędnicy celowo np. zaniżali wartość gruntów lub całkowicie pomijali je przy wycenie. Dlatego bardzo nowoczesne zakłady celulozowe w Kwidzynie, produkujące np. ponad połowę papieru gazetowego w Polsce, sprzedano za 120 mln dolarów - to niewiele, bo gdyby amerykański inwestor chciał zbudować taki zakład w szczerym polu, musiałby wydać zapewne dużo więcej niż 500 mln dolarów.
Z kolei Elektrownia Połaniec, o mocy 1800 MW, została sprzedana przez ministra Emila Wąsacza z AWS Belgom z Electrabela w dwóch transzach (2000-2003) za blisko 250 mln dolarów. Tymczasem na Zachodzie przyjmowano, że nabywca powinien zapłacić przynajmniej 1 mln dolarów za 1 MW mocy, czyli w przypadku Połańca powinno to być 1,8 mld dolarów (!).
W latach 90. Niemcy, Francuzi, Irlandczycy, Belgowie wykupili za kilkaset milionów złotych nasze cementownie, co stanowiło ułamek ich wartości. Skutek był taki, że zamknięta została Cementownia w Wierzbicy, bo jej modernizacja dla Lafarge była nieopłacalna, a my mieliśmy najdroższy cement w Europie.
A jak było z Polskimi Hutami Stali? Pojedynczo nasze huty nie stanowiły wielkiej siły, więc słusznie przeprowadzono ich konsolidację (Huta Katowice, Sendzimira, Cedler i Florian). Szybko jednak PHS zostały sprzedane przez ministra Wiesława Kaczmarka (SLD) hinduskiemu koncernowi Mittal, który zapłacił za niego zaledwie 6 mln zł (!), przejmując 70 proc. rynku, choć do tego doszło, jak mówił rząd, 3 mld zł długów (prawdopodobnie inwestor wynegocjował i tak redukcję długu z wierzycielami). W kolejnych latach Mittal dostał jednak aż 2,5 mld zł pomocy publicznej, więc w praktyce państwo polskie jeszcze zapłaciło inwestorowi za to, że przejął kontrolę nad hutami.
Wiesław Kaczmarek w 2002 r. sprzedał za 1,5 mld zł STOEN niemieckiemu RWE, co przez większość ekspertów zgodnie zostało uznane za cenę kilkakrotnie zaniżoną. Niewiele brakowało, a za marne pieniądze kontrolę nad polskim rynkiem cukru przejęliby za rządów Buzka Niemcy i Francuzi. Tylko determinacji części posłów AWS, w tym Elżbiety Barys, Gabriela Janowskiego, Adama Bieli, Mariana Dembińskiego, Tomasza Wójcika, Zdzisława Pupy, zawdzięczamy powstanie Polskiego Cukru, który zdążył jeszcze zachować około 40 proc. rynku. Co dla inwestorów było najważniejsze, to fakt, że przejmowali chłonny polski rynek i pozbywali się potencjalnych konkurentów. Niejednokrotnie chodziło też o kupienie polskiej firmy, aby ją zwyczajnie zniszczyć i zamknąć. Już w 1998 r. prof. Andrzej Karpiński z PAN alarmował, że Polska straciła przemysł elektrotechniczny, bo nasze firmy zostały przez nowych właścicieli zlikwidowane.
Nie mamy banków
Innym przykładem wyprzedaży za półdarmo państwowego majątku jest prywatyzacja sektora bankowego, która rozpoczęła się już w 1991 roku. Zagranicznych właścicieli znalazły prawie wszystkie banki komercyjne, częściowo sprywatyzowany jest też PKO BP. To wszystko spowodowało, że zagraniczny sektor bankowy opanował około 80 proc. rynku. Dla przykładu w Niemczech, Francji czy Włoszech udział zagranicznych banków w rynku jest symboliczny, wynosi co najwyżej około 10 procent. W dodatku zrobili to bardzo tanio, bo trudno za dobry interes uznać 6,5 mld zł, jakie Włosi z UniCredit zapłacili za Pekao SA, albo nieco ponad 2 mld zł, które za BZ WBK zapłacili Irlandczycy z AIB - wartość tych banków była kilka razy wyższa.
Z kolei za 30 proc. akcji PZU Eureko i BiG Bank Gdański zapłaciły ponad 3 mld zł, choć grupa była warta wtedy co najmniej 30-50 mld złotych. Minister Emil Wąsacz wybrał wówczas inwestora bez zgody rządu i w atmosferze skandalu został zdymisjonowany. Kulisy tej prywatyzacji odsłoniła sejmowa komisja śledcza, a Wąsacza postawiono przed Trybunałem Stanu (także za sprzedaż Domów Towarowych Centrum po zaniżonej cenie).
Friedman ostrzegał
Skandalicznie prowadzona prywatyzacja przyniosła Polakom upadek całych gałęzi przemysłu, gigantyczne bezrobocie, spadek poziomu życia. W roku 1990 stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 6,5 proc., a bez pracy było 1,1 mln Polaków. Rok później ten wskaźnik wzrósł do 12,2 proc. (2,1 mln), a w 1994 - 16,4 proc. (2,9 mln). W pierwszych latach prywatyzacji mieliśmy także do czynienia z drastycznym spadkiem PKB - w 1994 r. był on niższy o kilkadziesiąt procent niż w 1989 roku.
Przed skutkami takiej polityki prywatyzacyjnej przestrzegał Polaków jeszcze w 1990 r. prof. Milton Friedman, amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla. Apelował, abyśmy nie popełniali błędu w postaci sprzedaży polskich firm cudzoziemcom, bo sprzedamy je "niemal za nic" i nic na tym nie zyskamy. - Pamiętajcie jedno: cudzoziemcy nie będą inwestować w Polsce po to, by pomóc Polsce, ale po to, by pomóc sobie - mówił Friedman w wywiadzie dla "Res Publiki".
Stoczniowy biznes Tuska i Grada
Ogromnym skandalem okazała się w ostatnich latach prywatyzacja przemysłu stoczniowego. Rząd Donalda Tuska nie chciał obronić stoczni przed decyzjami Komisji Europejskiej o zwrocie pomocy publicznej, co skazywało je na upadek. W tym samym czasie Niemcy hojnie dotowali swoje stocznie (ponad 300 mln euro) i ani myśleli przejmować się groźbami Brukseli. Tymczasem u nas zgodzono się na bankructwo stoczni, a minister Aleksander Grad gorączkowo szukał dla nich inwestora i "znalazł go" tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. Stocznie miał kupić tajemniczy inwestor z Kataru, którego jednak nikt nigdy nie zobaczył.
Taki obrót sprawy był na rękę rządzącym. Stocznie, zwłaszcza ta w Gdańsku, były symbolem zwycięstwa "Solidarności", jedności narodowej i oporu społecznego, także w III RP. Doprowadzając do zniszczenia wielkie zakłady stoczniowe zatrudniające tysiące ludzi, władze likwidowały także potencjalne ogniska sprzeciwu wobec polityki rządu.
Oszukani Polacy
Polska prywatyzacja jest pełna afer. I słusznie większości Polaków kojarzy się ze złodziejstwem. Dopiero po latach dowiadujemy się o roli różnego typu lobbystów w rodzaju Marka Dochnala, Gromosława Czempińskiego, czy ludzi z holdingu Jana Kulczyka zaangażowanych przy prywatyzacji TP SA.
Za sztandarowy przykład aferalnej prywatyzacji trzeba uznać Program Powszechnej Prywatyzacji z połowy lat 90., który miał z milionów Polaków uczynić właścicieli. Jego pomysłodawcą był minister Janusz Lewandowski, a realizacją zajął się Wiesław Kaczmarek. Program zakończył się klapą, Narodowe Fundusze Inwestycyjne (NFI) zarządzające ponad 500 firmami po kolei bankrutowały, wyprzedając za grosze wiele przedsiębiorstw. Polacy nie zyskali nic, ci, którzy w odpowiednim czasie sprzedali swoje świadectwo udziałowe (trzeba było za nie zapłacić 20 zł), mogli dostać za nie najwyżej 100 zł, a NFI nazwano najdroższą porażką III RP. Pieniądze zarobiła na tym grupa biznesmenów i polityków, często uciekających się do korupcji i innych przestępczych działań.
Historia wyprzedaży polskiego majątku narodowego po 1989 r. poraża skalą celowego niszczenia dobra, które mogło służyć ludziom. Zakłady zaorano, pracownicy poszli na bruk. Winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności. 13:40, 16.03.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

tenten

4 1

co to ma do szczurów idz plakac gdzie indziej 15:07, 16.03.2017


gggggg

18 2

Najwiecej szczurow jest na Zielonym Rynku tam stoi taki budynek, nikt ich nie dokarmia bo sami sobie biora a herszt tej bandy wozi sie czarnym passatem 13:56, 16.03.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

WwekWwek

0 0

Kiedyś się na to mówiło tuczarnia 20:05, 16.03.2017


Danny Danny

10 1

Arentowicza 6 to norma.. Dokarmianie na całego. Ptaki, koty,nocą szczure,itp.. jak z zegarkiem w ręku w godzinach porannych, później po południu przyzwyczajone do odpadów z balkonów albo jak niektórzy z garnków(przyzwyczajenie chyba ze wsi) robią syf pod balkonami.. Nie wspomnę już o gów..... po psach.. To jest dopiero atrakcja.. 14:49, 16.03.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

kubuś kubuś

2 1

uwaga promienna 3 a tam grasuje wielki chudy szczur 17:41, 16.03.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

abcdabcd

6 0

te gołębie to już przesada. wszystko obsrane, jak się zrywają do lotu to tylko uciekaj. co to za impreza???a durny taksówkarz rzuca im bułeczkę co żona mu zrobiła 23:06, 16.03.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

KlamotKlamot

0 0

Najwięcej szczurów jest na ul. CYGANKA... w budynku po starym kine Bałtyk świetnie sobie radzą, a wczesnym rankiem calymi rodzinami wychodzą na spacer po ulicy, przeganiajac tym samym wszyskie koty. 08:04, 18.03.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Marek897Marek897

0 0

Może należy zacząć od zabezpieczenia pojemnikow na śmieci, w ktoruch wielokroynie sie wysypuje. Na ul. Prostej smietnik stoi nie zabezpieczony centralnie na chodniku, po drugiej stronie ulicu to samo rzad pojemników na chodniku, robi sie parkingi, likwiduje piaskownice i place zabaw a kosze stoją. Moze te madre przewodniczace bloku zamiast plotami niech zaczna się zajmowac sprawami istotnymi! !!!! 08:09, 18.03.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

ObywatelkaObywatelka

2 0

Hahaha, w tej spoldzielni na Wroniej to trzeba zmienic prezesow! zglaszalam wraz z sąsiadami do P. Szarzynskiego, ze szczury biegają po podworku, bo dwie "wspaniale panie" dokarmiaja golebie (wyrzucaja cale reklamowy chleba na trawnik), dalismy nawet zdjecia tych owych pan i co zrobil prezes w tej sprawie? NIC! Zadnego upomnienia nawet! Dalej dokarmiaja! Chodniki obsrane, samochody to samo, a i do tego szczury biegają jak chca! Dzieciom zlikwidowali piaskownice, bo gwiazda osiedla tak chciala- przeszkadzaly jej dzieci! 16:34, 18.03.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

BlasterBlaster

0 0

Temat stary, aż od średniowiecza. jak każdy uważa wolnoć Tomku w swoim domku. Spółdzielnia powinna zainwestować w kamery miedzy blokami i nagrywać co się dzieje miedzy nimi. Osoba zaśmiecająca teren zieleni otrzymuje mandat i ponosi koszty nagrania. Inwestycja zwróciła by się szybko, ludzie nauczyli by się dbać o teren zielony w okolicy i czuli by się bezpiecznie. CO PODSMAŻY NIE WOLNO w końcu tu rządzi i będzie rządzić komuna z PO. 21:26, 16.04.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%