Zamknij

Widziała samotne umieranie 2-latki chorej na białaczkę. Założyła fundację, która troszczy się o chore, opuszczone dzieci

15:20, 03.04.2018 artykuł sponsorowany Aktualizacja: 18:21, 03.04.2018
Skomentuj 20 lutego 1998 roku założycielka fundacji odebrała pierwsze niezbędne dokumenty. Sama przyznaje, że nie miała jeszcze wtedy żadnej merytorycznej wiedzy. Fot. Nadesłane 20 lutego 1998 roku założycielka fundacji odebrała pierwsze niezbędne dokumenty. Sama przyznaje, że nie miała jeszcze wtedy żadnej merytorycznej wiedzy. Fot. Nadesłane

Fundacja Gajusz w 2018 roku świętuje 20-lecie swojej działalności. W tym czasie powstały 3 hospicja dziecięce: domowe, stacjonarne i paliatywne. 

Działalność fundacji rozpoczęła się od wsparcia małych pacjentów onkologii i och rodzin, później powstały 3 hospicja dziecięce. 20 lutego 1998 roku założycielka fundacji odebrała pierwsze niezbędne dokumenty.

Jak sama przyznaje, nie miała jeszcze wtedy żadnej merytorycznej wiedzy w tym zakresie. Chciała jednak skupić się na tym, aby w jak najkrótszym czasie zdobyć jej najwięcej.

Pomysł stworzenia fundacji, która będzie się opiekować ciężko chorymi dziećmi, pojawił się w jej głowie w szpitalu, gdy czuwała nad swoim nowo narodzonym dzieckiem.

- Mój syn Gajusz urodził się 2 lipca 1996 roku. 4 kilogramy szczęścia, 10 punktów w skali Apgar. Opowiadałam tę historię już tyle razy, że czasem pamiętam samą opowieść bardziej, niż rzeczywiste wydarzenia. Mam przed oczyma bobix, czyli plastikową, przezroczystą tubę, w której robili mojemu dziecku RTG płuc. Pamiętam pielęgniarkę i słyszę jej słowa: „Mam noworodka w ciężkim stanie!". Nie mogę przypomnieć sobie lekarza ani tego, co wtedy powiedział. Mój mąż zapytał, czy dziecko przeżyje. Byłam wściekła, że w ogóle mógł pomyśleć o czymś tak strasznym - mówi Tisa Żawrocka-Kwiatkowska - założycielka fundacji Gajusz.

Kobieta wraz z dzieckiem spędziła na oddziale onkologicznym wiele tygodni. Jak tłumaczy, była sama, bez wsparcia personelu, bo w tamtych czasach "rodziców nie traktowano podmiotowo". - Lekarz prowadzący nie rozmawiał, niewiele tłumaczył. W sali obok umierała samotnie podopieczna domu dziecka, dwuletnia Paulinka, chora na białaczkę. Jej odejście bardzo bolało i przerażało - opowiada pani Tina.

Wiosną 1997 r. choroba nadal atakowała Gajusza. Wtedy, w akcie desperacji, histerii i deficytu nadziei, Tisa postanowiła przekupić Boga. Obiecała, że założy fundację, by pomagać dzieciom, przy których nie ma rodziców. By ani jedna Paulinka nie będzie umierała samotnie. Kilka dni później jej syn wyzdrowiał. Tak po prostu.

Działalność fundacji rozpoczęła się od wsparcia małych pacjentów onkologii i och rodzin, później powstały 3 hospicja dziecięce: domowe, gdzie lekarze, pielęgniarki i fizjoterapeuci dojeżdżają do małych pacjentów codziennie i są dostępni przez 24h, 7 dni w tygodniu; stacjonarne i perinatalne, które przeznaczone jest dla maleństw, o których jeszcze przed narodzinami wiadomo, że będą tylko przez chwilę.

Najnowsze „dziecko” Gajusza narodziło się październiku 2016 roku – powstało Tuli Luli, czyli Interwencyjny Ośrodek Preadopcyjny, który opiekuje się opuszczonymi dziećmi w wieku od 3 dni do roczku.

- W dniu otwarcia myślałam o zmarłej w grudniu 1996 roku Paulince, dwuletniej dziewczynce z domu dziecka. Czułam, że to jej dobry duch czuwa nad Tulisiami – mówi Tisa. Ich życie rozpoczęło się od traumy, więc trzeba zrobić wszystko, by już nigdy więcej nie cierpiały… Okrutnych przeżyć nie da się wymazać, ale tulenie ma ogromną moc. Dlatego w Tuli Luli maluszki mają opiekę taką jak w domu. Dzięki współpracy z ośrodkami adopcyjnymi, prawnikami i psychologami, maleństwa wyjątkowo szybko odnajdują nowy dom - mówi założycielka.

W roku jubileuszu fundacja postanowiła informować o tym, jak ważna i wyjątkowa jest opieka paliatywna wobec dzieci. Nawet jeśli pozostało tylko kilka miesięcy życia, należy uczynić wszystko, by było ono do końca szczęśliwe – to znaczy bez bólu i wśród kochających osób. Każdego roku opieką paliatywną otaczanych jest w Polsce ponad 1000 dzieci. Skierowanie do hospicjum nie zawsze oznacza, że szybko nas opuszczą. Bywają podopieczni, którzy przez wiele miesięcy, a nawet lat korzystają z pomocy medycznej lekarzy i pielęgniarek. Mali pacjenci, ich rodzice oraz rodzeństwo mają zagwarantowane wsparcie psychologa, bo choroba dziecka dotyka całe jego otoczenie.

[WIDEO]747[/WIDEO]

Fundacja Gajusz codziennie otacza opieką ponad 200 dzieci, ma prawie 60 tys. fanów na Facebooku i współpracuje z niemal setką różnych specjalistów (lekarze, pielęgniarki, psychologowie, rehabilitanci, duchowni, opiekunki, wychowawcy, salowe, księgowe, pracownicy działu obsługi darczyńcy, prawnicy, koordynator wolontariatu, pracownicy socjalni, logopedzi, sekretarka, graficy) oraz z setkami wolontariuszy.

Gajusz pomaga wyłącznie dzięki darczyńcom, którym może stać się każdy z nas – na przykład rozliczając PIT. Mamy prawo zdecydować, na co zostanie przeznaczony 1% naszego podatku. Ta kwota sprawi, że rodziny w kryzysie otrzymają wsparcie natychmiast – bez skierowania, kolejek i nieodpłatnie.

To od Ciebie zależy, co teraz wydarzy się w życiu nieuleczalnie chorych dzieci. Gdyby nie hospicja, musiałyby resztę swoich dni spędzić w szpitalu. Dzięki takim organizacjom jak Fundacja Gajusz, odchodzą otoczone miłością, bezpiecznie i spokojnie. Aby przekazać fundacji 1% podatku, przy rocznym rozliczeniu z urzędem skarbowym należy wpisać nr KRS: 0000 109 866.

(artykuł sponsorowany)
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%