O tym, że pochodzący z Włocławka Łukasz "Sasza" Chlewicki jest postacią barwną, wie każdy fan MMA w Polsce. Kilka dni temu uczestnik wielu gal KSW, fighter z krwi i kości, a przede wszystkim serdeczny i otwarty człowiek, przyjął zaproszenie do naszej redakcji, gdzie rozmawialiśmy o planach, przeszłości i związkach z rodzinnym miastem.
W ostatnim czasie coś o Tobie ucichło. Ostatnią walkę stoczyłeś w kwietniu...
Łukasz Chlewicki: Musiało tak być. Po walce zawsze jakiś czas trzeba odpocząć i poukładać w głowie na nowo te wszystkie klocki. Praktycznie od razu jednak wróciłem do treningów. Pojawiłem się na sali i trenowałem z podopiecznymi bo jestem też trenerem. Podczas ostatniego obozu skupiliśmy się na kondycji bo w naszej profesji to podstawa. Trzeba wytrzymać na ringu, macie czy w klatce te kilka rund i musimy być na to przygotowani.
Nie lubisz chyba rozmawiać o przeszłości, która nie do końca ułożyła się po Twojej myśli. Często wspominasz minione walki?
Bardzo rzadko wspominam minione walki, zarówno te zwycięskie i te, w których doznałem porażki. Jasne, bardzo dużo analizuję swoje pojedynki, sprawdzam co następnym razem w podobnej sytuacji mógłbym zrobić lepiej, do czego muszę się bardziej przyłożyć i na czym skupić. Ale jeśli pytasz, czy zdarza mi się płakać nad rozlanym mlekiem, to muszę cię zmartwić, ale nie. Nie rozpamiętuję, tylko idę dalej, bo w tym sporcie tak trzeba. Nie da się inaczej.
Ale dobrze pamiętasz kwietniową walkę z Arturem Sowińskim?
Jasne, po prostu przegrałem i tyle. Na tamten dzień Arturowi wszedł cios, który miał wpływ na dalszy przebieg walki jak i wynik, ale nie ma co tego rozpamiętywać. Stało się, ale trzeba pracować, żeby takie sytuacje nie miały już miejsca, żeby kolejna walka była lepsza od poprzedniej i między innymi, żeby podczas takiego wywiadu nie było więcej takich pytań (śmiech). Ale ostatni pojedynek to po prostu walka, nic więcej. Nie można traktować jej jakoś szczególnie, np. jak życiową porażkę, bo takie coś szybko by nas zniszczyło.
Jest stres, gdy wracasz na ring? Trochę czasu już jednak minęło.
Nie wiem tak naprawdę czy ja wracam, bo ja przecież nigdy nie odszedłem ze sportów walki. Walczyłem na KSW tak naprawdę stosunkowo niedawno, więc nie można powiedzieć o jakimś wielkim powrocie. Jestem w tej profesji od bardzo dawna i pewnie jeszcze troszkę będę. Nie odszedłem jednak, więc nie wracam, będę po prostu znowu walczyć.
Kiedy więc zobaczymy Łukasza Chlewickiego w klatce?
Szykują się dwie duże gale KSW, jeszcze w tym roku. Jedna z nich ma odbyć się w Dublinie a druga w Polsce, a ja mam nadzieję, że pojawię się na którejś z nich. Ale ciężko mówić o szczegółach, bo ich jeszcze nie znam.
Rozmawiałem ostatnio z pochodzącym z Włocławka zawodowym bokserem, Jordanem Kulińskim, który obecnie mieszka w Warszawie. Mieliście okazję się poznać?
Jasne, kojarzę Jordana jak najbardziej. Bardzo fajny chłopak, pamiętam jak był jeszcze „małolatem” i już próbował boksować w Starcie. Trochę różni nas jednak PESEL, więc ciężko mówić o jakiejś zażyłości, ale oczywiście mu kibicuję w tej zawodowej karierze. Jest tak jak i ja z Włocławka i trzeba się jakoś wspierać. Wiem przede wszystkim, że bardzo dobrze rozpoczął zawodowstwo i oby tak szło dalej.
Pytam o Jordana, bo w jednej z naszych rozmów powiedział mi, że boks to dla niego hobby, pasja, ale przede wszystkim sposób na życie i na zarabianie pieniędzy. Co sądzisz o takim podejściu do sportu?
Może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale UWAGA: wszyscy mamy do opłacenia swoje rachunki, bokserzy, judocy i zawodnicy MMA także. Musimy zapewnić sobie jakąś płynność i ciągłość finansową, żeby mieć za co żyć i z czego wykarmić rodziny. Zgadzam się, sporty walki to dla mnie największa pasja, ale też praca, więc trzeba ją uczciwie wykonywać... dla kibiców i dla siebie samego.
Nie jesteś już najmłodszym zawodnikiem. Czy czujesz podczas treningów "swoje lata"?
Słuchaj, mam prawie 38 lat i muszę to czuć. Mój trening musi być ustawiony pode mnie, ale nie zmienił się jakoś szczególnie, jeśli przypomnę sobie wcześniejsze lata. Wiadomo jednak, że inaczej trenowałem jako judoka, a inaczej teraz, ale wiele elementów, których nauczyłem się jako młodziak, przekładam na walki MMA. Muszę łączyć wiele dyscyplin, a judo świetnie się przydaje.
Włocławek to Twoje miasto rodzinne. Często tu bywasz?
Nie tak często jakbym czasem chciał. Teraz np. „złapaliśmy” się podczas mojego kilkudniowego wypadu, bo zaraz wracam do domu. Ale wychowałem się we Włocławku i jest to, tak jak mówisz moje miasto rodzinne. Zacząłem tu trenować judo i zawsze będzie mi się to dobrze kojarzyło, ale życie układam sobie gdzie indziej, z dala od Włocławka. Fajnie jednak, że to tutaj się wszystko zaczęło.
Właśnie, zaczęło się we Włocławku. Robisz dobry pijar dla miasta.
Miło mi słyszeć i widzieć, że czasem jakoś się do tego przyczyniam. W ogóle mega przyjemnie, gdy ktoś mnie zaczepi i mówi, że rozpoznaje i pamięta np. moje walki. Czujesz wtedy, że to co robisz ma sens, że ktoś to widzi, więc warto się starać. We Włocławku też mnie zresztą to spotyka i to jest fajne!
Podczas rozmowy z Tobą daję się odczuć bardzo pozytywną aurę. Czy jest tak zawsze, nawet podczas walki?
Podczas walk zawsze staram się być skupiony tylko na nich. Pojedynek jest wtedy najważniejszy, ale znam osoby, które podchodzą do tego całkiem inaczej. Podczas walk myślą o czymś zupełnie innym, bo im to pomaga. Ja np. nie umiem myśleć, gdzie pójdę na kolację, gdy stoję w klatce. To jest taki mój profesjonalizm. Ale poza matą staram się nie myśleć o walkach.
I co? Udaje się?
Ależ skąd! Pod sporty walki mam ustawione całe swoje życie. Walczę i trenuję innych. Nawet, gdy chcę odpocząć i dać głowie wolne od, MMA to zawsze znajdzie się znajomy, który zapyta co słychać na gruncie sportowym. Ale to jest super, że ktoś widzi, że coś robię.
Znajomi, znajomymi, ale tak szczerze – czy ty masz wrogów? Jest hejt na ciebie?
A kto nie ma wrogów? Pokaż mi jedną osobę, która robi coś powiedzmy publicznie i pod jej działalnością nie ma złych komentarzy. Gdy zaczynałem walczyć i bawić się w sport, nie było tego aż tak dużo. Nie było przede wszystkim social mediów, które teraz mimo wszystko zapewniają nam promocję. Z drugiej jednak strony dają pole do popisu hejterom, bo mają nas na wyciągnięcie ręki.
Ale jak to traktujesz? Przybija cię to?
Wręcz przeciwnie... Jest to dla mnie taki jakby "motorek napędowy", który powoduje, że chce mi się działać. Hejty będą zawsze w każdej dziedzinie życia, nie tylko w sporcie. Ale od ciebie zależy, jak będziesz je traktować. Mi są obojętne.
Spotykamy się dzisiaj i to w sumie pierwszy twój wywiad od dłuższego czasu.
No tak się jakoś złożyło, było trochę o mnie ciszej, ale jak widzisz – nie daliście mi zbyt dużo spokoju (śmiech).
Długo pracowałeś na swoją markę?
Od 11. roku życia, gdy zacząłem trenować judo. Przyszedł taki czas, w którym powiedziałem sobie: „Stary, piłka nożna nie jest dla ciebie, sporty drużynowe ogólnie też nie” i pojawiłem się na macie. Złapałem tego „bakcyla” i tak poleciało. Staram się być profesjonalnym w tym co robię i nie dawać innym pożywki, ale nie zawsze się to udaje
Dlaczego?
Cóż, od początku mojej kariery nie byłem grzecznym chłopakiem. Jakby to powiedzieć, powiedzmy, że lubię walki na pograniczu faulu i złamania przepisów. Myślę, że wiesz, co mam na myśli.
Wiemy obaj, że w MMA wypracowałeś sobie już pewną markę, ale zastanawia mnie jedno. Jesteś postacią znaną, mówisz, to co myślisz, a nadal na pojedynek nie wyzwał Cię np. poznański fighter Bonus BGC.
Chyba dlatego, że nie lubię bawić się w takie rzeczy. Ja rozumiem show itd., ale wszystko musi mieć pewne granice. Nie jestem jednak od oceniania tego, czy to dobra, czy jednak zła metoda. Ja mam się bić w klatce i tyle.
Całe życie wokół bicia się. A co sprawiło, że porzuciłeś judo i zamieniłeś je na MMA?
Nie zamieniłem. Do judo dodałem jedynie inne sztuki walki i wyszło MMA. A tak na serio, to chciałem spróbować czegoś nieco innego. Judo jest moją pasją, ale poczułem, że potrzebuję nowych wyzwań. Teraz mogę mieszać różne sztuki walki; judo, jujitsu, boks, muaithai i to wszystko łączy się w jedno. I wtedy mamy fajne widowisko.
Widać, że sprawia ci to frajdę. Czyli podsumowując, kiedy widzimy Łukasza Chlewickiego w klatce?
Dam znać, ale mam nadzieję, że już niebawem.
Rozmawiał Daniel Wiśniewski
7 6
Brawo saszka!!!! Kokoszka zawsze z Tobą i za Tobą! Trzymaj się i lej cieniasów.
5 2
Brawo Saszka! Jesteśmy z Ciebie dumni!
5 0
Powodzenia i sukcesów!!!!
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu ddwloclawek.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz