Zamknij
Ważne

"Po każdej premierze mamy ogromną satysfakcję, to dla niej pracujemy" - Teatr Skene działa we Włocławku już 36 lat!

10:33, 21.10.2015
Skomentuj Mieczysław Synakiewicz podczas castingu we wrześniu 2015 r.,  fot. Krzysztof Osiński Mieczysław Synakiewicz podczas castingu we wrześniu 2015 r., fot. Krzysztof Osiński

"Dorośli mają tremę przed każdym wejściem na scenę, a dzieci nie. To jest dziwne, prawda? Na premierze jeszcze mają trochę obaw, bo to pierwszy raz, ale potem za kulisami grają sobie w karty, zajmują się swoimi sprawami i w jednej chwili wbiegają na scenę, od razu wpadając w rolę" - o początkach Teatru Skene i specyfice pracy z dziećmi rozmawiamy z jego twórcą, Mieczysławem Synakiewiczem.

Teatr Skene, działający przy włocławskim Teatrze Impresaryjnym, obchodził wczoraj (21.10.) jubileusz działalności scenicznej. Przez 36 lat funkcjonowania zespołu zrealizowano 77 spektakli, w których aktorami były zawsze dzieci i młodzież z włocławskich szkół. Jest to jeden z nielicznych tego typu teatrów w Polsce, od lat chwalony za profesjonalne realizacje i duże zaangażowanie jego twórców.

DDWloclawek: Skąd się wziął pomysł na teatr, w którym mają występować tylko dzieci?

Mieczysław Synakiewicz: Do Włocławka przyjechałem prawie 40 lat temu, wcześniej prowadziłem teatr w Grudziądzu z dorosłymi aktorami. W naszym mieście też rozpocząłem pracę w teatrze o takim charakterze. Nie bardzo nam to wychodziło, choć zagraliśmy kilka premier.

Tymczasem w Wojewódzkim Domu Kultury był zespół dziecięcy prowadzony przez instruktora, w którym panował marazm. Dzieci po prostu przychodziły, siadały przy stole i czytały na każdej próbie teksty. Jak długo młody człowiek może wytrzymać taką sytuację? Z tego względu była wicedyrektor Domu Kultury zapytała mnie, czy bym nie zechciał z tymi dziećmi pracować.

Zgodził się Pan od razu?

Tak, trochę na zasadzie przekory, bo czemu nie spróbować? Najpierw chciałem połączyć w Teatrze dorosłych z dziećmi, potem skupiłem się na dzieciach i młodzieży i tak to pozostało do dzisiaj. Pierwszy spektakl mieszany to była „Alicja w Krainie Czarów”, ponad 40 osób obsady, to były początki lat 80-tych. Teraz sobie takiej obsady nie wyobrażam, ale to były inne czasy i dyscyplina też była inna.



"Rodzina Adamsów", fot. Teatr Skene

 „Alicja w Krainie Czarów” pojawiała się potem jeszcze kilka razy na przestrzeni lat...

Po prostu już nie mamy co grać. Zawsze mamy problem, co robić po kolejnej premierze. Wiele książek nadaje się do teatralnej adaptacji, ale zawsze musimy patrzeć też na to, że spektakl musi się „sprzedać”. Szkoły nie przyjdą na temat, którego nie znają.

Stąd pomysł na „Koszmarnego Karolka”, który był wystawiany kilka lat temu?

Z „Koszmarnym Karolkiem” trafiliśmy idealnie, bo akurat ten dziecięcy bohater stał się bardzo modny. Podobny sukces odniosła „Rodzina Adamsów” - to był dobry spektakl, z bardzo nośnym tytułem. W wiele ciekawych tematów nie możemy jednak wejść, bo nie byłoby nas stać na opłacenie praw autorskich. Z tego powodu upadł pomysł z wystawieniem Harrego Pottera.

Ale muszę podkreślić, że nie narzekamy na brak pieniędzy. Dyrekcja Teatru wszystko nam opłaca – scenografię, efekty, kostiumy.

„Mały Książę”, ostatnia premiera Teatru Skene, też był już wystawiany 15 lat temu. Czym on się różnił tamten od tegorocznego spektaklu?

15 lat temu zrobiliśmy inną, współczesną adaptację – Mały Książę jeździł na rowerze, był takim dzisiejszym chłopakiem. Widownia reagowała bardzo dobrze.

Długo trwa przygotowanie spektaklu?

Około 2-3 miesiące, ale najwięcej się dzieje 2 tygodnie przed premierą. Nie rozumiem, z czego to wynika, ale tak zawsze jest w teatrze.


"Mały Książę", fot. Krzysztof Osiński

Może wtedy jest większa mobilizacja?

Oczywiście - większa mobilizacja, większe nerwy i jak zawsze za mało czasu. Zdarza się, że na próbie generalnej brakuje elementów scenografii, nieustawione są światła. Aktorzy bardzo starają się w czasie premiery, potem jest już różnie, bo im się kilkukrotne wystawianie tego samego spektaklu po prostu nudzi.

Dorośli mają tremę przed każdym wejściem na scenę, a dzieci nie. To jest dziwne, prawda? Na premierze jeszcze mają trochę obaw, bo to pierwszy raz, ale potem za kulisami grają sobie w karty, zajmują się swoimi sprawami i w jednej chwili wbiegają na scenę, od razu wpadając w rolę. U dzieci nie ma potrzeby mobilizacji i koncentracji przed wejściem na scenę. Potem grają różnie, ale widz, który widzi przedstawienie pierwszy raz, nie wie co jest dobrze, a co źle zagrane. Wypadki na scenie też nie raz się zdarzały, ale widzowie myśleli, że to element spektaklu.

Zdarzało się, że już czasem nie wiedziałem, kto kogo gra. Dzieci zastępowały się, bo bywało, że któreś dziecko nie przychodziło na spektakl z jakiś błahych powodów - choć jest to już przejaw nieodpowiedzialności ich rodziców. Wtedy musiał z marszu grać ktoś inny – i zazwyczaj dawał radę.

Wasza widownia to tylko szkoły czy przychodzą też pojedyncze osoby, prywatnie?

Dla osób indywidualnych są niedzielne spektakle. Zainteresowanie jest spore, zawsze mamy komplet na widowni, gramy 1-2 spektakle.

Lepiej się gra w odnowionym teatrze?

Ja się ciągle przyzwyczajam do tego nowego obiektu. Brakuje mi trochę nastroju tamtych lat. Jeszcze się uczymy tego teatru, szczególnie aparatury. W przygotowanie spektaklu zaangażowanych jest około 10 osób, wszyscy pracują kilkadziesiąt lat. Po każdej premierze jest ogromna satysfakcja, to dla niej pracujemy.

Z Mieczysławem Synakiewiczem rozmawiała Joanna Borkowska

 

Najbliższą premierę Teatru Skene – oparty na motywach baśni rosyjskiej spektakl „Dwanaście miesięcy” – będziemy mogli zobaczyć już w grudniu.

(J.B)
Dalszy ciąg materiału pod wideo ↓

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%